niedziela, 23 lutego 2014

ROZDZIAŁ II

   Gapiłam się w czarną jak smoła ścianę domku numer 13. Powiedzmy, że to było "normalne", ale na to iż robiłam tę czynność zwisając głową w dół z mojego łóżka już nie ma w miarę pozytywnego określenia. Te negatywne... Znalazłabym ich kilka, ale jakby ktoś nagle wszedł do tego domku, zobaczył mnie zwisającą do góry nogami z miejsca, w którym   normalni ludzie śpią, jednocześnie mówiącą na głos przekleństwa to... Nie wiem co by sobie pomyślał, ale prawdopodobnie nie będzie to miłe. Dlaczego wnuczka Hadesa nie może być optymistyczne nastawiona, tylko wiecznie zakłada najgorszą odpowiedź? Odpowiedź jest prostsza niż mogło by się wydawać, my po prostu nie wierzymy w szczęście. Całkiem optymistyczne, co nie? Życie będąc spokrewnionym z bogiem umarłych, panem podziemia... No cóż, nie jest takie łatwe. Bycie herosem nie jest takie łatwe jak mogłoby się wydawać. Ciągłe treningi, walki, potwory... To wszystko zaczyna porządnie wkurzać. Rok w obozie, dwa lata... nie zazdroszczę całorocznym. Już jako dziecko musiałam tam jeździć i ćwiczyć szermierkę. Inni z okazji pierwszego dnia szkoły dostają coś fajnego, zabawkę czy coś w tym stylu, tymczasem ja dostałam czarną bransoletkę, która po oderwaniu zawieszki zamienia się w miecz ze stygijskiego żelaza. Tak, bardzo w stylu ojca... Jestem taką "córeczką tatusia", tylko, że w bardziej hadesowym stylu.
   Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Spróbowałam usiąść, co na szczęście mi się udało. Spojrzałam na, jak się okazało, James'a, który stał obecnie na środku pokoju jednocześnie trzęsąc się ze śmiechu. Nie wiedziałam dlaczego, bo przecież byłam pewna, że nie zdążył zauważyć jak zwisam niczym małpka ze swojego łóżka. Uniosłam brwi w geście pytającym.
- Mogę wiedzieć dlaczego jestem aż tak cholernie zabawna? - zapytałam siląc się na powagę. James był na twarzy cały czerwony...
   Może go troszkę opiszę? Wysoki, posiadający zniewalające niebieskie oczy i czarne włoski. Praktycznie w niczym nie przypomina sowich rodziców. Jedynie po Leo ma to, że próbuje poderwać każdą dziewczynę w obozie. No, może nie każdą... Tylko mnie nigdy nie zaprosił na randkę, a ta wiadomość była sama w sobie dość zadowalająca. Nie żebym miała coś do niego... Byliśmy nawet, w pewnym sensie, przyjaciółmi. Po prostu i tak bym odmówiła, a nie chciałam żeby łaził za mną jak skończony idiota. No, ale wracając do tematu, w niczym nie przypominał również matki... Kalipso. Tak, wiem, że to dziwne, ale kiedy wielka siódemka pokonała Gaję, Leo odnalazł drogę na wyspę. Chciał ją stamtąd zabrać, próbował wszystkiego, ale nie dał rady. No i tak się złożyło, że... Ekhm... Zrobili sobie dziecko. Naprawdę mu współczułam tego, że wychował się bez matki...
- No... Twoja fryzura bardzo... - powiedział tym samym zmuszając do zakończenia tego "opisu" jego jakże interesującej osoby. Biegiem wpadłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Zdołałam usłyszeć wybuch śmiechu James'a, który i tak mnie zbytnio nie obchodził, ponieważ gdy zobaczyłam stan w jakim stanie są moje włosy szybo je rozczesałam i wróciłam do pokoju. Wspaniały Valdez leżał na podłodze zwijając się ze śmiechu.
- Mogę wiedzieć dlaczego mam ten zaszczyt widzieć ciebie w moim domku? - zapytałam, a ten wreszcie wstał z tej podłogi.
- Chejron chciał nas widzieć... - odparł otwierając drzwi.
- Nas? - uniosłam brwi.
- Mnie, ciebie, Jacksona i Cam - odpowiedział wręcz natychmiastowo na co ja się skrzywiłam. Niby cieszyłam się, że po raz pierwszy nie muszę tam iść, żeby dostać ochrzan, ale to, że ten idiota Jackson też ma tam iść nie powodowało u mnie jakiegoś przypływu radości. Camille Zhang lubiłam, ale jakoś nie specjalnie się widywałyśmy skoro była ona rzymskim herosem... Czasami tu przyjeżdżała, ale naprawdę rzadko.
   Po chwili dotarliśmy do Wielkiego Domu i usiedliśmy przy stole do ping-ponga. Chejron i Camilla już tam czekali, ale pan Jackson jak zwykle się spóźniał. Gdy Jake wreszcie dotarł (nawet Chejron myślał przez moment, że się zgubił) ja zdążyłam z nudów bawić się bransoletką.
- Nie wiem czy wiecie, ale jesteście tutaj z powodu przepowiedni... - zaczął centaur, ale nie dane było mu dokończyć.
- Tak, tak, wszyscy musimy jechać na tę misję... Oczywiście, że wiemy! - przerwał mu Jake, a ja, Cam i James spojrzeliśmy na niego jak na idiotę, którym według mnie był. Ten tylko przewrócił oczami, a ja prawie mu przywaliłam. Powstrzymało mnie jedynie to, że pół człowiek, pół koń którego hobby to prawdopodobnie opieprzanie mnie za wszystko, stał tuż obok.
- Nie, nie wiemy! - sprostowaliśmy jednocześnie razem z James'em, ale Cam wpatrywała się w Jake'a niczym w obrazek.
 - No więc kilka dni temu Rachel wygłosiła przepowiednię... O was. Tylko tyle zdążyła mi wtedy przekazać a później zasłabła. Następnego dnia miała to wyjaśnić, ale zniknęła... - Wyjaśnił Chejron. Przy ostatnim zdaniu spuścił głowę, jakby nadal w to nie dowierzał. - I nie. Teraz nie idziecie na żadną misję, musimy poczekać chociażby na wiadomość gdzie możemy szukać wyroczni...
- Czekać?! Powinniśmy już teraz ją szukać, a nie... - wykrzyknął Jake, ale postanowiłam mu przeszkodzić w dokończeniu, bo w przeciwnym razie wywołał by tu pewnie niezły zamęt, zwłaszcza, że był ulubieńcem Chejrona.
- Spoko, ty sobie przeszukaj cały świat, a ja na ciebie poczekam. Daj nam znać, kiedy wrócisz do obozu razem z ciocią Rachel, przecież to jest takie proste, zwłaszcza, że ona może być teraz wszędzie... - dopiero zaczynałam się rozkręcać, a James i Cam już przytulali podłogę ze śmiechu.
- Ale ojciec James'a już próbuje nam pomóc ją jakoś namierzyć, Annabeth też myśli nad tym co może być w przepowiedni i Nico próbuje czegoś się dowiedzieć od umarłych, a nawet samego Hadesa... -przerwał Chejron, a ja i James patrzeliśmy na niego jakby był niedorozwinięty umysłowo.
- To on wiedział?! - wykrzyknęłam jednocześnie z synem Valdez'a.
- Tak... Ale oni nie mieli wam nic mówić, jeszcze nic dokładnie nie wiemy ale mamy przypuszczenia, że zaginięcie Rachel jest jakoś związane z przepowiednią... Tymczasowo po prostu powinniście doskonalić szermierkę i zwyczajnie się zachowywać, ale prawdopodobnie zostaniecie wysłani na misję kiedy już będziemy wiedzieć więcej. - wyjaśnił centaur, a my wróciliśmy do swoich domków. 
   Jakiś czas później zjadłam kolację, jak zwykle siedząc sama przy stole domku Hadesa. Można do tego nawet przywyknąć. Kiedy wracałam już z pawilonu jadalnego i miałam pójść do domku numer 13 postanowiłam zajrzeć wcześniej na arenę. Pięć minut później znęcałam się nad manekinem, z moim mieczem w ręku. Ciełam i atakowałam nawet nie wiedząc dlaczego to robię. Nie czułam nawet lekkiego zmęczenia, mimo że normalny heros już dawno siedział by wycieńczony, próbując odzyskać siły.
   Usłyszałam zbliżające się kroki, więc spojrzałam na osobę, która zmierzała teraz w moim kierunku. James jak zwykle usiadł na ziemi przypatrując się moim ruchom. Nie przejęłam się zbytnio jego obecnością, więc nadal próbowałam wykończyć tego manekina, który jakimś nikomu niewiadomym sposobem zdołał mnie porządnie wkurzyć. Kiedy już skończyłam opadłam na ziemię obok niego i nagle zapominając gdzie jestem oddałam się w objęcia Morfeusza.
___
Tak! Napisałam coś dłuższego!
Rozdział jest, mam nadzieję, że się spodoba ^^
Jeśli czytacie to proszę o komentarze! 
~Mad

sobota, 15 lutego 2014

ROZDZIAŁ I

   Usiadłam na końcu autobusu. Jak zwykle. Siadałam tam zawsze kiedy jechałam do obozu. Jakoś zdołałam nawet polubić samotność. Tak, ja Bianca di Angelo prawdopodobnie zostanę starą panną z duchami. Niestety... Jeśli jesteś spokrewniona z Hadesem gadanie z umarłymi masz już w pakiecie. Ale były też plusy, domek numer 13 w którym zawsze mieszkałam był całkowicie na moją własność. I tutaj prawdopodobnie pozytywy się kończyły... Minusów za to było tyle, że gdybym dziś zaczęła, skończyłabym za trzy dni. Pierwszym była z pewnością samotność. No cóż, życie będąc wnuczką Pana Podziemi łączyło się z byciem forever alone'm. Jeden raz ostałam walentynkę, trzy lata temu. Martin, uczeń z wymiany jeszcze nikogo nie znał więc wysłał kartki wszystkim. Oznaczało to, że dostałam w życiu tyle walentynek ile Alice Stoll. Była to delikatnie mówiąc, gruba 12-latka, która nosiła okropne okulary, a jej twarz była cała w ohydnych pryszczach. Będąc nadal szczera mogę dodać, że zasłużyła na ksywkę "świnka Piggy", ale i tak znalazłabym parę lepiej pasujących określeń. Pozostając jednak damą wolę ich nie wypowiadać.
   Ze znudzeniem obejrzałam zawartość plecaka, który często nosiłam ze sobą. Znalazłam tam jedną butelkę jakiegoś soku jabłkowo-miętowego, kilka Snickers'ów, Mars'ów i innych batonów, parę czekolad, paczkę żelków aż wreszcie natknęłam się na słuchawki oraz mój odtwarzacz MP3. Wzięłam jeszcze jakąś książkę, wcześniej włączając moją ulubioną piosenkę tak głośno, że ledwo docierały do mnie własne myśli.
*
   Obudziłam się kiedy ktoś szturchnął mnie w ramię. Zdziwiło mnie to, ponieważ jako wnuczka Hadesa byłam zazwyczaj omijana szerokim łukiem. Spojrzałam na swojego "prześladowcę"z chęcią mordu w oczach. No tak... Może to i trochę dziwne, ale... Bogowie! On nie dał mi się wyspać! Jak kiedyś wybuduję własne państwo i zostanę w nim królową, ludzie będą mieli tam zakaz budzenia innych! A jeśli ktoś zaryzykuje i to zrobi, będzie musiał dostać dożywocie w więzieniu.
No więc przede mną stał wysoki, czarnowłosy chłopak, o szarych oczach dziecka Ateny. Miał na sobie zwykły, niebieski T-shirt, ale nawet on dodawał mu uroku. Jakieś, na oko pierwsze, lepsze dżinsy i czarne adidasy. Szczerze? Gdyby nie oczy nigdy nie przeszło by mi przez myśl, że ten chłopak może mieć coś wspólnego z Ateną. Sposób w jaki się poruszał, wygląd (tylko nie te cholerne gałki oczne)... To wszystko wyglądało jakoś inaczej.
- Mogę usiąść? - zapytał a ja spojrzałam na swoje nogi. Siedziałam - a właściwie leżałam - na dokładnie 3 miejscach. Spróbowałam zrobić to bardziej po ludzku, a chłopak usiadł obok mnie.
- Jake Jackson - przedstawił się z taką miną, jakby oczekiwał, że zaraz się przed nim ukłonię. Zaraz... Jackson?! Ledwo powstrzymałam się od prychnięcia. Jak widać, pani i pan bohater postanowili choć raz wysłać synka do Obozu Herosów. Rodzice mi o nich opowiadali... A właściwie to tylko Thalia. Tata jakoś wolał unikać tego tematu. Wiedziałam, że obwiniał wujka Percy'ego o śmierć swojej siostry, ale już minęło tyle lat, że powinien mu wybaczyć! Bianca di Angelo... To po niej mam to imię. Nawet nie wiem dlaczego tata mnie tak nazwał... Pewnie nadal mu jej brakuje, a zawsze mówi, że jestem do niej podobna. Ale, wracając do tematu. Cała rodzinka Jackson odwiedziła nas raz odkąd się urodziłam, ale byłam pewna, że już wcześniej stracili ze sobą kontakt. Mama odeszła z łowczyń Artemidy, Percy i Annabeth się pobrali itd. No wiecie, moi rodzice wzięli ślub i jakoś żyli dalej. Reszta też sobie chyba radzi... Znów się pogubiłam. Kiedy Percy Jackson i reszta bohaterskiej rodzinki postanowili nas odwiedzić mój wspaniałomyślny tatuś cały czas siedział fochnięty. Czasami zachowuje się jak jakaś nastolatka, mimo że teoretycznie ma prawdopodobnie ze 100 lat.
- Bianca di Angelo - powiedziałam próbując naśladować ton jego głosu. Gdy to powiedziałam Jake wytrzeszczył oczy. Jakiś czas później dojechaliśmy do Obozu Herosów. Każde z nas milczało, a ja byłam z tego nawet zadowolona.
*
   Wszyscy siedzieliśmy w pawilonie jadalnym kiedy usłyszeliśmy głośny huk. Każdy zerwał się ze swoich miejsc żeby to zobaczyć, a niektórzy nawet zaczęli wyciągać miecze i sztylety. Gdy wszyscy już staliśmy przygotowani do walki zobaczyliśmy "winowajcę".
   James Valdez wleciał w tym momencie do obozu. Tak. Wleciał. Ten to ma przywileje... Może sobie latać spiżowym smokiem, a mnie nie wolno mieć rybki! I gdzie tu sprawiedliwość?! No ale po tym jak James skończył to swoje "wejście smoka", zaczął się przymilać do jednej z córek Afrodyty.
- Idę się pociąć... mydłem - mruknęłam i się odwróciłam aby pójść do domku Hadesa. Zdążyłam jeszcze usłyszeć wywołaną przeze mnie salwę śmiechu.
___
Wiem, że krótki ale jakoś nie miałam weny do dłuższego!
Proszę o komentarze!
~Mad

wtorek, 11 lutego 2014

PROLOG

Leniwie wstałam z łóżka. Z westchnieniem rozejrzałam się po pokoju. Fioletowe ściany, fiołkowe łóżko, kolorowe obrazy, które sama namalowałam... To wszystko było takie jak ja. Kompletnie niepasujące do reszty domu. Taka byłam od zawsze. Inna. Jako wnuczka Hadesa powinnam być mroczna. No wiecie, śmierć i te sprawy. Bóg podziemi, umarłych i bogactwa. Mnie na przykład te dwa pierwsze jakoś nie napełniają radością. Ale na szczęście moim dziadkiem był także Zeus. Tak, byłam przodkiem dwóch bogów z Wielkiej Trójki. Pewnie próbujecie sobie to teraz wyobrazić... Niech zgadnę, myślicie, że wszyscy traktują mnie jak królową, jak boginię, albo przynajmniej coś w ten deseń, tak? Niestety, to tak nie wygląda i prawdopodobnie nigdy nie będzie. Ludzie się mnie boją. Mam bardzo potężną moc jako wnuczka dwóch bogów z Wielkiej Trójki, ale i tak większość odziedziczyłam po moim tacie, Nico di Angelo. Tak, jestem córką Króla Upiorów. Swoją drogą, niezła ksywka... Ale, wracając do tematu, moją matką jest Thalia Grace. Zawsze chciała abym była podobna do niej. Niestety, wyglądam jak żeńska wersja Nico. Dosłownie. Bardzo długie, sięgające mi kolan włosy były czarne, oczy brązowe, a cera oliwkowa. Byłam dość wysoka jak na 14 lat i bardzo chuda mimo, że jadłam dość sporo. Szczerze, wolałabym tak nie wyglądać. Nie, żebym była jakąś głupią, zakompleksioną nastolatką... To wszystko przypominało mi ojca. Byłam do niego tak podobna jeśli chodzi o wygląd i nawet troszkę charakter, ale całkowicie nie przypominałam mamy, a wiedziałam, że chciałaby aby było odwrotnie. Od zawsze uczyła mnie słuchać zespołu Green Day, który szczerze mówiąc nie był zły, ale i tak go jakoś nie lubiłam. Nawet nie wiem dlaczego... Nie potrafiłam być podobna do Thalii. Kochałam ją, była przecież moją matką, ale i tak nie wiedziałam w jaki sposób mogę ją zadowolić będąc sobą. Czasami po prostu chciałabym być kimś innym. Zwykłym śmiertelnikiem a nie pół herosem, czy ćwierć bogiem. Mieć normalne życie, być zwykłą nastolatką, która nie kojarzy się wszystkim ze śmiercią. Nienawidziłam tego porównania. Bogowie, przecież byłam wnuczką Hadesa a nie Tanatosa! Mój dziadek po prostu pilnował zmarłych a nie zabijał! A właściwie nadal to robi, cały czas pilnuje dusz w Podziemiu. Porównywanie mnie ze śmiercią, było więc tak samo dobrym pomysłem jak córki Afrodyty ze Tedem, synem Dionizosa, który chyba już dawno zapomniał czym jest prysznic. Co roku musiałam wakacje spędzać w Obozie Herosów i uczyć tam się walki. Potrafiłam strzelać z łuku, walczyć mieczem i sztyletem oraz wygrać wykorzystując jedynie swoje moce. Przywoływanie piorunów, podróż cieniem, wywoływanie trzęsień ziemi, kontrolowanie wiatrów, latanie, przywoływanie zmarłych... Te moce umiałam wykorzystywać od dziecka, a było ich jeszcze więcej. ADHD i dysleksja były takimi dodatkami gratis. Ale pomimo to wszystko starałam się zachowywać normalnie... Jeśli heros potrafi być normalny. Dysleksja zbytnio nie przeszkadzała mi w czytaniu, co uwielbiałam, a ADHD nie było aż takie złe. Wszystko, było dla mnie trudne, ale potrafiłam jakoś z tym żyć. Lubiłam szkołę, naukę, ale wakacje jakoś nigdy nie były dla mnie czymś miłym. Niestety, wczoraj znów się rozpoczęły co mnie zbytnio nie zadowoliło. Miałam jechać do obozu za jakieś 30 minut a ja nadal siedziałam na łóżku rozmyślając o sobie. Szybko się z niego zerwałam podbiegając do szafy i wyjmując z niej białą sukienkę do kolan. Ubrałam ją na siebie, na nogi włożyłam baletki i zabrałam torbę, którą przygotowała mi mama. Zbiegłam po schodach i znalazłam się w kuchni. Zrobiłam sobie tosty, które zjadłam w mgnieniu oka. Nadal w pośpiechu wpadłam do przedpokoju i się z kimś zderzyłam. Moje cudowne szczęście. Na szczęście ta osoba mnie złapała, przy okazji wybuchając śmiechem. Przytuliłam tatę, wcześniej szturchając go łokciem w bok.
- Kocham cię tato - mruknęłam nadal do niego przytulona.
- Ja ciebie też... A teraz znikaj albo Alan i Alex Hood zrobią ci jakiś kawał! - zaśmiał się na końcu pewnie wspominając wypadek z zeszłego roku... Wybiegłam z domu krzycząc jeszcze "Pa!" mimo, że byłam pewna, że mama to i tak usłyszy.
Więc tak zaczynają się kolejne wakacje... Jak tak to nawet nie chcę wiedzieć co będzie później.
___
Proszę o komentarze!
~Mad