Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Spróbowałam usiąść, co na szczęście mi się udało. Spojrzałam na, jak się okazało, James'a, który stał obecnie na środku pokoju jednocześnie trzęsąc się ze śmiechu. Nie wiedziałam dlaczego, bo przecież byłam pewna, że nie zdążył zauważyć jak zwisam niczym małpka ze swojego łóżka. Uniosłam brwi w geście pytającym.
- Mogę wiedzieć dlaczego jestem aż tak cholernie zabawna? - zapytałam siląc się na powagę. James był na twarzy cały czerwony...
Może go troszkę opiszę? Wysoki, posiadający zniewalające niebieskie oczy i czarne włoski. Praktycznie w niczym nie przypomina sowich rodziców. Jedynie po Leo ma to, że próbuje poderwać każdą dziewczynę w obozie. No, może nie każdą... Tylko mnie nigdy nie zaprosił na randkę, a ta wiadomość była sama w sobie dość zadowalająca. Nie żebym miała coś do niego... Byliśmy nawet, w pewnym sensie, przyjaciółmi. Po prostu i tak bym odmówiła, a nie chciałam żeby łaził za mną jak skończony idiota. No, ale wracając do tematu, w niczym nie przypominał również matki... Kalipso. Tak, wiem, że to dziwne, ale kiedy wielka siódemka pokonała Gaję, Leo odnalazł drogę na wyspę. Chciał ją stamtąd zabrać, próbował wszystkiego, ale nie dał rady. No i tak się złożyło, że... Ekhm... Zrobili sobie dziecko. Naprawdę mu współczułam tego, że wychował się bez matki...
- No... Twoja fryzura bardzo... - powiedział tym samym zmuszając do zakończenia tego "opisu" jego jakże interesującej osoby. Biegiem wpadłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Zdołałam usłyszeć wybuch śmiechu James'a, który i tak mnie zbytnio nie obchodził, ponieważ gdy zobaczyłam stan w jakim stanie są moje włosy szybo je rozczesałam i wróciłam do pokoju. Wspaniały Valdez leżał na podłodze zwijając się ze śmiechu.
- Mogę wiedzieć dlaczego mam ten zaszczyt widzieć ciebie w moim domku? - zapytałam, a ten wreszcie wstał z tej podłogi.
- Chejron chciał nas widzieć... - odparł otwierając drzwi.
- Nas? - uniosłam brwi.
- Mnie, ciebie, Jacksona i Cam - odpowiedział wręcz natychmiastowo na co ja się skrzywiłam. Niby cieszyłam się, że po raz pierwszy nie muszę tam iść, żeby dostać ochrzan, ale to, że ten idiota Jackson też ma tam iść nie powodowało u mnie jakiegoś przypływu radości. Camille Zhang lubiłam, ale jakoś nie specjalnie się widywałyśmy skoro była ona rzymskim herosem... Czasami tu przyjeżdżała, ale naprawdę rzadko.
Po chwili dotarliśmy do Wielkiego Domu i usiedliśmy przy stole do ping-ponga. Chejron i Camilla już tam czekali, ale pan Jackson jak zwykle się spóźniał. Gdy Jake wreszcie dotarł (nawet Chejron myślał przez moment, że się zgubił) ja zdążyłam z nudów bawić się bransoletką.
- Nie wiem czy wiecie, ale jesteście tutaj z powodu przepowiedni... - zaczął centaur, ale nie dane było mu dokończyć.
- Tak, tak, wszyscy musimy jechać na tę misję... Oczywiście, że wiemy! - przerwał mu Jake, a ja, Cam i James spojrzeliśmy na niego jak na idiotę, którym według mnie był. Ten tylko przewrócił oczami, a ja prawie mu przywaliłam. Powstrzymało mnie jedynie to, że pół człowiek, pół koń którego hobby to prawdopodobnie opieprzanie mnie za wszystko, stał tuż obok.
- Nie, nie wiemy! - sprostowaliśmy jednocześnie razem z James'em, ale Cam wpatrywała się w Jake'a niczym w obrazek.
- No więc kilka dni temu Rachel wygłosiła przepowiednię... O was. Tylko tyle zdążyła mi wtedy przekazać a później zasłabła. Następnego dnia miała to wyjaśnić, ale zniknęła... - Wyjaśnił Chejron. Przy ostatnim zdaniu spuścił głowę, jakby nadal w to nie dowierzał. - I nie. Teraz nie idziecie na żadną misję, musimy poczekać chociażby na wiadomość gdzie możemy szukać wyroczni...
- Czekać?! Powinniśmy już teraz ją szukać, a nie... - wykrzyknął Jake, ale postanowiłam mu przeszkodzić w dokończeniu, bo w przeciwnym razie wywołał by tu pewnie niezły zamęt, zwłaszcza, że był ulubieńcem Chejrona.
- Spoko, ty sobie przeszukaj cały świat, a ja na ciebie poczekam. Daj nam znać, kiedy wrócisz do obozu razem z ciocią Rachel, przecież to jest takie proste, zwłaszcza, że ona może być teraz wszędzie... - dopiero zaczynałam się rozkręcać, a James i Cam już przytulali podłogę ze śmiechu.
- Ale ojciec James'a już próbuje nam pomóc ją jakoś namierzyć, Annabeth też myśli nad tym co może być w przepowiedni i Nico próbuje czegoś się dowiedzieć od umarłych, a nawet samego Hadesa... -przerwał Chejron, a ja i James patrzeliśmy na niego jakby był niedorozwinięty umysłowo.
- To on wiedział?! - wykrzyknęłam jednocześnie z synem Valdez'a.
- Tak... Ale oni nie mieli wam nic mówić, jeszcze nic dokładnie nie wiemy ale mamy przypuszczenia, że zaginięcie Rachel jest jakoś związane z przepowiednią... Tymczasowo po prostu powinniście doskonalić szermierkę i zwyczajnie się zachowywać, ale prawdopodobnie zostaniecie wysłani na misję kiedy już będziemy wiedzieć więcej. - wyjaśnił centaur, a my wróciliśmy do swoich domków.
Jakiś czas później zjadłam kolację, jak zwykle siedząc sama przy stole domku Hadesa. Można do tego nawet przywyknąć. Kiedy wracałam już z pawilonu jadalnego i miałam pójść do domku numer 13 postanowiłam zajrzeć wcześniej na arenę. Pięć minut później znęcałam się nad manekinem, z moim mieczem w ręku. Ciełam i atakowałam nawet nie wiedząc dlaczego to robię. Nie czułam nawet lekkiego zmęczenia, mimo że normalny heros już dawno siedział by wycieńczony, próbując odzyskać siły.
Usłyszałam zbliżające się kroki, więc spojrzałam na osobę, która zmierzała teraz w moim kierunku. James jak zwykle usiadł na ziemi przypatrując się moim ruchom. Nie przejęłam się zbytnio jego obecnością, więc nadal próbowałam wykończyć tego manekina, który jakimś nikomu niewiadomym sposobem zdołał mnie porządnie wkurzyć. Kiedy już skończyłam opadłam na ziemię obok niego i nagle zapominając gdzie jestem oddałam się w objęcia Morfeusza.
___
Tak! Napisałam coś dłuższego!
Rozdział jest, mam nadzieję, że się spodoba ^^
Rozdział jest, mam nadzieję, że się spodoba ^^
Jeśli czytacie to proszę o komentarze!
~Mad