Wracając do poprzedniego tematu Mike, jak się okazało, był ode mnie o dość sporo centymetrów wyższy, a kiedy pokazywałam mu obóz sama czułam się dziwacznie. "Nowy" nie okazywał zbytniego zainteresowania, a będąc szczera muszę przyznać, że wszystko oglądał z lekceważeniem, a na twarzy widniało coś na kształt kpiącego uśmieszku, tyle że koleś wyglądał bardziej jakby jadł właśnie coś kwaśnego. Sprawiał wrażenie osoby w której słowniku nie istnieje coś takiego jak "śmiech". Zapewne nie wierzył mi w to iż jest półbogiem. Normalka, jak dla nowicjusza. Ja zawsze wierzyłam, ale ja to ja. Jestem córką dwóch potężnych półbogów - Thalii i Nico, córki Zeusa i syna Hadesa, byłej Łowczyni i Króla Upiorów... Jeśli nie jestem herosem, kim mogę, do cholery, być?!
- Kimś psychicznym, z niesamowitą wyobraźnią i słabymi nerwami - podsumował moją kłótnię z własnym umysłem Mike. Spojrzałam na niego unosząc brwi, a on widząc moją minę wybuchnął śmiechem. A jednak, pozory mylą. Śmiać się to potrafi, odezwać również, ale sprawia wrażenie swojej przeciwności... Dziwne. - Powiedziałaś to na głos... - wyjaśnił nadal się uśmiechając.
Lekko uderzyłam go łokciem, kiedy jego mina zaczęła mnie już wkurzać. Oczywiście wywołałam tym u niego kolejną dawkę śmiechu. Byłam z pewnością cała czerwona na buzi i, mogę się założyć o wszystkie drachmy, które dostałam od Nico w ramach kieszonkowego, wyglądałam teraz niczym chodzący burak. Ciekawe połączenie, zwłaszcza z moją zazwyczaj bladą cerą.
Szybko ruszyłam w kierunku ścianki wspinaczkowej z lawą, próbując ukryć zażenowanie. Mike po chwili mnie dogonił, a ja po raz pierwszy poczułam do niego coś w rodzaju... Sympatii? Chyba tak, myślę, że coś w tym stylu. Koleś, nie powinieneś tego zmarnować. Tak, może to nieco egoistyczna rada, ale ja wkurzam się osiem razy w tygodniu na swojego najlepszego kumpla. Jestem Bianca di Angelo, prawdopodobnie najbardziej dziwna i nieogarnięta osoba w Obozie Herosów.
Kiedy już doszliśmy na miejsce po raz pierwszy Mike chyba się zaciekawił, ponieważ jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- To jak, kto pierwszy? - zapytałam lekko się uśmiechając. Byłam pewna, że wygram.
- A o co się zakładamy? - ten uśmieszek potrafił pewnie zrobić wszystko na innych laskach, ale nie na mnie. Rzuciłam mu tylko znudzone spojrzenie jednocześnie unosząc brwi.
- O nic, przecież to pewne, że przegrasz... - westchnęłam, kiedy on zaczął się wspinać i już po kilku minutach miał za sobą parę siniaków, dziur w koszulce i porcję ambrozji.
***
Kiedy już, tak jak przewidziałam, dotarłam na szczyt, Mike zdołał przybyć tam po jakiejś godzinie. Jeśli chodzi o drogę powrotną było również podobnie, więc nie zdziwiłam się zbytnio kiedy usłyszałam odgłos konchy, który miał oznajmiać herosom porę kolacji. Nie byłam teraz głodna, więc wyjaśniłam nowemu co i jak. Powiedziałam między innymi, że musi usiąść przy stoliku Hermesa, na co ten tylko westchnął i po chwili już go nie było. Dało się zauważyć u niego lekkie rozczarowanie. Może liczył, że ja też tam pójdę? Nikogo jeszcze nie znał... No więc pora poznać! Nie byłam zbytnio pewna, czy wpłynie to na jego korzyść, ponieważ początkowo nie był zbyt rozmowny.Starając się o tym nie myśleć wróciłam do domku Hadesa. Parę chwil później leżałam już w swoim łóżku, powoli oddając się w objęcia Morfeusza.
***
Odgłos mieczy, które pocierają się o siebie w walce, ludzie chcący wyładować swą furię na manekinach, dzieci Aresa trwające wytrwale w walce i oczywiście jakaś bójka. Mary Rodriguez wkurzona jak zwykle tłukła właśnie swojego braciszka. Ciekawe o co poszło tym razem... Zgubiony sztylet? Miecz? A może po prostu go nie lubi? Ja nie wiem i szczerze wolę się w to nie mieszać.
Chciałam nauczyć naszego nowicjusza podstawowych rzeczy, ważnych w walce. Byłam, skromnie mówiąc, najlepsza w obozie, więc chyba powinnam uczyć innych dając tym samym dobry przykład... Hadesie, co się ze mną dzieje?! Zachowuję się jak... Nie ja.
Kiedy Mike zaczął już mniej więcej ogarniać trzymanie miecza, który sobie wybrał, z westchnieniem opadłam na ziemię przypatrując się jego ruchom. Szczerze po jakimś kwadransie byłam już tak zmęczona, że prawie zasypiałam.
Chwilę jeszcze na niego patrzyłam starając się ukryć to, że według mnie był w tym fatalny. Użyła bym lepszego słowa, ale wolałam nie zaliczyć znowu wpadki i wypowiedzieć parę magicznych słówek, za które Chejron ukarał by mnie na jakiś miesiąc. Co ja gadam, z chęcią wlepił by mi karę na jakiś rok. Nawet wolę nie wyobrażać sobie co ten cholerny koń mógłby teraz wymyślić... Sprzątanie strychu? Naprawa manekinów na arenie? Czy może w ramach nowych doświadczeń sprzątanie w domku Afrodyty i robienie z sobie idiotki przed jej dziećmi? Nie, Chejron z zwyczaju się nie powtarza.
Podeszłam do Mike'a odrywając jednocześnie zawieszkę od bransoletki. Szturchnęłam go w ramię, żeby choć na moment na mnie spojrzał. Przewracając oczami łaskawie zniżył swój wzrok. Pokazałam mu co ma robić, a on po chwili zaczął już rozumieć co i jak.
___Chciałam nauczyć naszego nowicjusza podstawowych rzeczy, ważnych w walce. Byłam, skromnie mówiąc, najlepsza w obozie, więc chyba powinnam uczyć innych dając tym samym dobry przykład... Hadesie, co się ze mną dzieje?! Zachowuję się jak... Nie ja.
Kiedy Mike zaczął już mniej więcej ogarniać trzymanie miecza, który sobie wybrał, z westchnieniem opadłam na ziemię przypatrując się jego ruchom. Szczerze po jakimś kwadransie byłam już tak zmęczona, że prawie zasypiałam.
Chwilę jeszcze na niego patrzyłam starając się ukryć to, że według mnie był w tym fatalny. Użyła bym lepszego słowa, ale wolałam nie zaliczyć znowu wpadki i wypowiedzieć parę magicznych słówek, za które Chejron ukarał by mnie na jakiś miesiąc. Co ja gadam, z chęcią wlepił by mi karę na jakiś rok. Nawet wolę nie wyobrażać sobie co ten cholerny koń mógłby teraz wymyślić... Sprzątanie strychu? Naprawa manekinów na arenie? Czy może w ramach nowych doświadczeń sprzątanie w domku Afrodyty i robienie z sobie idiotki przed jej dziećmi? Nie, Chejron z zwyczaju się nie powtarza.
Podeszłam do Mike'a odrywając jednocześnie zawieszkę od bransoletki. Szturchnęłam go w ramię, żeby choć na moment na mnie spojrzał. Przewracając oczami łaskawie zniżył swój wzrok. Pokazałam mu co ma robić, a on po chwili zaczął już rozumieć co i jak.
***
Dziś znowu na kolacji Mike siedział przy stoliku Hermesa. Do nikogo się nie odzywał... Kiedy ze mną nie rozmawiał stawał się kompletnym samotnikiem. Kiedy tak na niego patrzałam trochę mu współczułam, co było dziwne, ponieważ byłam taka sama jak on.
Teraz zaczął już wczuwać się w to całe życie herosa. Nie wiem dlaczego, ale przez cały czas się na niego gapiłam. Dopiero kiedy zjadł swoje jedzenie i on na mnie spojrzał. Kiedy nasze oczy się skrzyżowały nad jego głową rozbłysł znak. Wszyscy herosi zaczęli przenosić swój wzrok na Mike'a, a on sam zdziwiony spuścił głowę. Został uznany. Mój wujek został właśnie uznany za dziecko Hadesa.
Jak już wiecie, każdy komentarz jest dla mnie motywacją,
więc grzecznie proszę o pozostawienie po sobie kilku słówek ^^
Myślę, że jest trochę dłuższy rozdzialik, więc chyba będzie okej ;>
Za błędy przepraszam, wiem, że to żadne wytłumaczenie,
ale jestem chora i nie mam siły ani cierpliwości na sprawdzanie teraz błędów ;/
Jeszcze raz upraszam się o komentarze!
Jeszcze raz upraszam się o komentarze!
~Mad ;*